Polityka lokalna

Fałszywy Hiob – dlaczego podpalił dom?

Dariusz P. był w związku małżeńskim od 20 lat. Miał pięcioro dzieci. Rodzina jak z obrazka. 4- letnia córka Agnieszka, 10- letni Marcin, 13- letnia Małgorzata, 18-letnia Agnieszka oraz najstarszy syn 17-letni Wojtek. Dariusz był dobrym ojcem i mężem, bardzo wierzącym, skończył teologię, a w swojej parafii udzielał się jako szafarz. 10 maja 2013 roku świat dla tej rodziny legł w gruzach. O 1:40 w domu wybuchł pożar.

Wersję podcastową można znaleźć tutaj: https://open.spotify.com/episode/3eqQ3UvovqfOvjoXEko2Sf?si=3eeed8f9f98a48b6

Źródło: Fakt.pl

Tak wielka tragedia przykuła uwagę mediów. Wszyscy bliscy rodziny współczuli Dariuszowi tego iście Hiobowego losu. Z relacji proboszcza parafii ks. Bogusława Zalewskiego wynika, że ojciec rodziny, podczas identyfikacji zwłok śpiewał swojej córce kołysankę, tuląc ją jakby nadal żyła. 

Na pogrzebie oprócz rodziny, bliskich, znajomych i osób, które były wzruszone doniesieniami o tragedii znajdowały się także media. Widok czterech białych trumien oraz jednej drewnianej był druzgocący. Podczas ceremonii Dariusz P. wypowiedział słowa “Oddałem Bogu rodzinę i nie mam do niego żalu”. W oczach ludzi został świętym, który zawierzył swój los i ból Bogu. 

Dariusz wydał album z rodzinnymi fotografiami oraz film zmontowany z fragmentów nagranych podczas wspólnych wyjazdów. Zdjęcia i nagrania przedstawiały szczęśliwe chwile wyjęte z nagle urwanego życia najbliższych Dariusza. Ojciec wraz z jedynym synem przeprowadził się do dwupokojowego mieszkania, które zostało udostępnione im przez prezydenta Jastrzębia-Zdroju. 11 miesięcy później do drzwi Dariusza zapukała policja. 

Dariusz P. miał długi. 3 mln złotych na rzecz Urzędu Skarbowego i z tytułu alimentów. Alimenty płacił żonie, z którą mieszkał. Wynikało to z tego, że poprzednie biznesy Dariusza nie wypaliły, przez co urząd zabierał dużą część jego dochodów. Alimenty były sposobem na utrzymanie się rodziny na powierzchni. Są one priorytetowe w rozliczeniach, Dariusz miał płacić 10 tys. miesięcznie. Dzięki czemu wszystko co zarobił finalnie lądowało w rodzinnym budżecie, którym zarządzała jego żona. Nie zmieniało to jednak faktu, że dług wisiał nad rodziną. 

Według prokuratury to był motyw morderstwa. Dariusz P. został oskarżony. Podczas mowy obronnej adwokat utrzymywał, że Dariusz nie mógł podpalić domu, ponieważ znajdował się w swoim warsztacie. Potwierdzić miały to nagrania z kamer, które uchwyciły samochód oskarżonego. Dariusz miał wieczorem przeczytać bajki na dobranoc swoim dzieciom, a następnie wybrać się w drogę do swojej firmy. Pilne zlecenie wymagało od niego pracy po nocach. Niestety, nagrania o których mówiła obrona nigdy nie zostały dołączone do materiałów dowodowych. 

Dowody po stronie prokuratury nie pozostawiały złudzeń. Odtworzono cały ciąg wydarzeń jakie miały miejsce tej strasznej nocy. Zaczynając od wyniesienia wartościowych sprzętów do piwnicy oraz wywiezienia ważnych dokumentów do warsztatu. 

Źródło: Dziennik Zachodni

Najpierw zasłonięte zostały rolety przeciwwłamaniowe, a drzwi do sypialni uchylone. 

Ogień został podłożony 6 razy. W różnych miejscach domu. Próby zaprószenia ognia nie dawały efektu. Świadczą o tym ślady na plastikowych workach czy ubraniach dzieci. Śledczy twierdzą, że Dariusz chciał zaaranżować zaprószenie ognia w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Podłożył zdechłą mysz obok instalacji elektrycznej, a następnie przeciął kabel. Ekspertyza jednak wykluczyła ten scenariusz, wynikało z niej jasno – było to podpalenie. Pożar zaczął się w prasowalni, nieopodal znajdowały się żelazka, które jednak nie były wpięte do prądu. 

Biegli, mimo wagi sprawy nie pojawili się na miejscu. Swoje ekspertyzy oparli na zdjęciach i materiałach zebranych przez policjantów w pogorzelisku. Podczas procesu wiarygodność takich dowodów można podważyć. Ocalały z pożaru syn, jedyny świadek także zeznawał, że jego ojciec nie mógł popełnić tej strasznej zbrodni. Pieniądze z ubezpieczenia, także nie pomogły by Dariuszowi w wyjściu na prostą. Z ławy oskarżonych padały hasła o miłości do rodziny, tęsknocie i o chęci spędzenia świąt z jedynym synem. Były to argumenty oparte na uczuciach i emocjach. Dariusz w dalszym ciągu grał “świętego” jak to miało miejsce zaraz po pożarze. 

Był jednak jeden dowód, który nie pozostawiał złudzeń – telefon komórkowy. Z danych lokalizacyjnych wynikało, że Dariusz w chwili wybuchu pożaru znajdował się w bezpośredniej okolicy domu. 

Warto dodać, że gdy już toczyło się śledztwo z Dariuszem P. jako głównym oskarżonym, zaczął on dostawać SMS’y z nieznajomego numeru. Osoba, która się z nim kontaktowała twierdziła, że to ona jest winna zabójstwa rodziny, a zrobiła to chęci zemsty na Dariuszu. W toku prowadzonych działań znalazł się drugi telefon, z którego sam oskarżony wysyłał do siebie te wiadomości. Dariusz przyznał się, że chciał skierować śledztwo na inne tory. 

Wizerunek świętego miał być jego tarczą. Dariusz, bez problemu kontrolował swoje zachowania, grał żałobnika jak najlepszy aktor. Wszyscy mu uwierzyli. Chciał w ten sposób odsunąć od siebie jakiekolwiek podejrzenia. Jeśli wszyscy uznaliby to na nieszczęśliwy wypadek, to uszłoby mu to na sucho. Zaraz po pogrzebie, pogrążony w żałobie mąż udzielał wszystkim chętnym wywiadów. Budował swój wizerunek męczennika. Sam powiedział, że teraz jego życiową misją będzie pomaganie innym. Dziennikarze ulegali jego wpływowi, zapraszali go do rozmów, pokazywali jak działa społecznie, mimo wielkiego bólu. Gdy zbierze się wszystkie materiały z Dariuszem P. w roli głównej i obejrzy jeden po drugim, to zaczyna się kształtować pewien schemat. Podobne słowa, te same emocje, sprawne oko i ucho wychwyci, że to nie są prawdziwe myśli, a jedynie skrupulatnie napisany i odtwarzany  scenariusz. 

Po aresztowaniu Dariusza, oszukane media wydały wyrok zanim zdążył zrobić to sąd. Fałszywość oskarżonego rozjuszyła ludzi. Rodzina zmarłej żony była stroną skarżącą. Chcieli dożywocia. Jedyną osobą, która nadal wierzyła w niewinności Dariusza P. była jego matka. Po zapadnięciu wyroku nawet adwokat podpalacza powiedział, że spodziewał się takiego obrotu sprawy. Dariusz P. w trakcie planowania i przeprowadzania swojej zbrodni był w pełni poczytalny, będzie mógł ubiegać się o przedterminowe zwolnienie po 35 latach, będzie wtedy miał 77 lat.  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button